W dniach 14-22 stycznia odbył się obóz zimowy. Licznie zebrani klubowicze już od piątku trzynastego stycznia rozpoczęli zasiedlanie pewnej dobrze znanej i powszechnie lubianej chałupy w Witowie. Jak przystało na obóz zimowy rozpoczął się on w kuchni, a jakże bez kuchni ani rusz, każda porządna akcja musi mieć plan, a wiadomo najlepiej planuje się przy stole i szklance, więc kuchnia idealnie do tego się nadaje. Tak więc sobotnie popołudnie, wieczór i noc minęły na jakże „ciężkim” etapie planowania, prowadzonego w wybornej atmosferze i z niemałym poświęceniem.
Niedziela rano, halny, ciężkie chmury przewalają się nad Czerwonymi Wierchami skutecznie kryjąc ich szczyty, a wypadałoby się ruszyć w teren chociaż na rozpoznanie. Dwie ekipy działające niezależnie ruszają w dolinę Małej Łąki, wpis w książce wyjść ambitny, rozpoznanie w okolicy otworu Wielkiej Śnieżnej. Finał ledwo udaje się wyjść nad las i potwierdzić, to co widać było z dołu, wieje niemiłosiernie i jedyne co można zrobić to brać się ku chałupie i to raczej szybciej niż wolniej. Wypad kończymy wczesnym wieczorem dobrze pokropieni, halny przyniósł deszcz. Pozostaje wrócić do wieczornego planowania.
Poniedziałek, nie pada, nie wieje, jak miło, dwie ekipy wyruszają na trawers Jaskini Czarnej, żeby było ciekawiej, zespoły działają oddzielnie, jedni zaczynają z otworu znajdującego się w Organach, drudzy można powiedzieć z przeciwnej strony, bo od północnego otworu. Tym razem bez wycofu, trawers się udaje, wszyscy kończą szczęśliwie, podczas powrotu śnieg sypie na całego, miłe złego początki.
Wtorek, rano śnieg, czekamy, plan jest ambitny, odkopać otwór Wielkiej Śnieżnej i przeprowadzić akcje do miejsca zwanego Suchym Biwakiem. Plan, liny, łopaty, wszystko jak należy, nawet śnieg ma przestać padać i przestaje. Wyruszamy świtem koło południa, śnieg jest a jakże biało wszędzie, w Małej Łące raczej pustawo, od Wielkiej Polany jakikolwiek ślad zanika, lepiej nie będzie, oszczędzając czytelnikowi szczegółów gramolenia się pod górę w śniegu, w okolicę otworu udaje się dotrzeć. Ba dzięki doświadczeniu części uczestników wyjścia otwór ten udaje się wysondować i co ważniejsze odkopać. Aż chce się napisać mamy to, cóż z tego jak czasu i sił nie przybywa, pozostaje zabezpieczyć jaskiniowe dobro w otworze i schodzić, wiatr wyje, śniegu coraz więcej wracamy z nadzieją, że za dzień, może dwa tu wrócimy, by zobaczyć coś więcej niż otwór wejściowy.
Środa, dzień zaczyna się późno, jak to zwykle bywa po długo trwającej nocy, która upłynęła w atmosferze małego święta. Część towarzystwa jedzie moczyć tylną część ciała poniżej pleców w ciepłych źródłach, a część z popołudnia rusza rozejrzeć się w Jaskini Zimnej. Dzień upływa raczej spokojnie, bez większych sensacji. Lawinowa trójka nie zachęca do działań powyżej górnej granicy lasu.
Czwartek, poszłoby się gdzieś, TOPR informuje dalej o trzecim stopniu zagrożenia lawinowego, Śnieżna poczeka (oj, poczeka). Dzień wcześniej wybór pada na Kasprową Niżnią. Znów zaspy a jakże dobrze, że daleko nie ma. W Kasprowej jako to w Kasprowej najpierw kąpiel chłodna w wodzie, następnie kąpiel chłodna w błocie, na powrocie w kolejności odwrotnej. Typowe jaskiniowe spa. Ogólnie miło, finalnie docieramy do Syfonu Danka.
Piątek, śnieg, śnieg, dzień za dniem, kierujemy swoje kroki do Doliny Miętusiej, celem jest a jakże Jaskinia Miętusia, a nuż nie będzie zalana wodą, a nuż przebrniemy jakoś przez zawalone śniegiem Wantule. Siedmiu ludzi, jedna lina, ciekawie. Jednym słowem jak to mawiał trener Górski gramy na aferę. W Dolinie Miętusiej śladów brak, ale jakoś żre, w lesie raczej średnio sympatycznie. Grunt, że otwór jest, dojście naprawdę trwało. Na dole kręcimy się po Partiach Nietoperzowych i wychodzimy. Powrót tradycyjnie nocą.
Sobota, sytuacja lawinowa bez zmian. Obóz dobiega końca, rozpoczynają się powroty. Pozostali rozchodzą się po okolicznych dolinach, gorących źródłach, turystycznych jaskiniach Doliny Kościeliskiej i innych atrakcjach. Wieczorem ostatni posiad.
Niedziela, wracają ostatni uczestnicy, kończymy bez strat w ludziach i sprzęcie.
Powyższy tekst jest w gruncie rzeczy wspomnieniem jednego z uczestników całego zamieszania, spisanym krótko po jego zakończeniu. Myślę, że każdy z uczestników, a było ich łącznie kilkudziesięciu, pod każdym z tych dni wpisał by coś nieco, a może zupełnie innego, są też i tacy co nic by nie wpisali bo pisać jeszcze nie potrafią. Biorąc pod uwagę powyższe, ta krótka relacja stanowi tylko drobny okruch tego co działo się pomiędzy 14-22 stycznia bieżącego roku, za sprawą uczestników obozu i jest mocno subiektywna.
Patrząc obiektywnie szanowni klubowicze dokonali mimo nie najlepszych warunków pogodowych przejść w jaskiniach: Kasprowej Niżniej, Miętusiej, Zimnej, Czarnej, Mylnej. Licznych wycieczek w okolicznych dolinach: Chochołowskiej, Kościelskiej, Lejowej, Małej Łąki. Równie licznych wypadów narciarskich zarówno na stoki jak i trasy biegowe. Niebagatelny udział w obozie miały też dzieci oraz młodzież, będąc uczestnikami wielu wspomnianych wyżej aktywności oraz wielu nie wspomnianych, typowych i zrozumiałych tylko i wyłącznie dla ich wieku.
Kończąc tę dość nietypową relację należałoby zrobić coś zupełnie typowego w takim tekście, a mianowicie zamieścić podziękowania zarówno dla osób zaangażowanych w organizację obozu jako całości, kierowników poszczególnych akcji jaskiniowych, wszystkich tych służących radą wszelaką oraz gospodarzących na bazie. Co niniejszym w tym miejscu czynię.
Więcej zdjęć z obozu w galerii.